Strona główna

niedziela, 21 sierpnia 2011

Północna Granica - Feliks W. Kres

O „Księdze Całości” Kresa już od dawna słyszałem wiele pozytywnych opinii. Czytałem też często, że „Opowieści z Meekhańskiego Pogranicza” Roberta Wegnera są podobne w pewnym sensie do tego cyklu. Zachęciło mnie to jeszcze bardziej do przeczytania tych książek, gdyż opowiadania tego młodszego pisarza przypadły mi bardzo do gustu. Gdy w końcu zdobyłem pierwszy tom, czyli „Północną Granicę”, od razu się za niego zabrałem.

W książce opisywana jest historia zwykłych żołnierzy strzegących tytułowej północnej granicy. Na rubieżach królestwa toczą się walki z potworami stworzonymi przez złego boga Alera. Setnik Rawat wraz z garstką żołnierzy i kotem zwiadowcą wyrusza by roznieść panoszącą się niedaleko zgraję stworów. Tak, w tej książce koty są obdarzone rozumem, to jednak myślą w trochę inny sposób niż ludzie. Oprócz ludzi i kotów, istotami myślącymi są jeszcze sępy, lecz ich w tym tomie nie spotkamy. Fabuła „Północnej Granicy” dotyczy głównie wojny. Otrzymujemy pełno walk i potyczek. Czytając powieść mogłem poczuć radość zwycięstwa, gorycz porażki, jak i żal po stracie towarzyszy. Chociaż na początku podobały mi się ciągłe militarystyczne opisy, to jednak pod koniec książki zaczynało mnie to trochę nużyć. Dużym atutem powieści są główni bohaterowie, którzy wywołują w nas najróżniejsze uczucia. Trochę szkoda, że fabuła skupiła się bardziej na wojnie niż na postaciach, bo te są opisane świetnie. Nie są to szlachetni rycerze walczący w imię dobra, ale zwykli żołnierze wykonujący swoją pracę. Często pokazują nam, jakimi są świetnymi wojownikami, lecz zdarza im się też popełniać błędy. Niekiedy pomyłki te pociągają za sobą straszne konsekwencje.

Dodatkowo w książce jest pewna doza tajemniczości. O wykreowanym świecie dowiadujemy się niewiele. Podczas czytania nasuwało mi się pełno pytań, na które nie dostałem odpowiedzi. Wynikało to z faktu, że bohaterowie również nic na te tematy nie wiedzą, w końcu to tylko zwykli żołnierze, a nie żadni mędrcy. 

„Północna Granica” jest ciekawą powieścią wprowadzającą nas w świat Szereru. Mimo tego, że książkę czytało mi się bardzo dobrze, to jednak myślałem, że będzie lepiej. Mam tylko nadzieję, że kolejne tomy wciągną mnie jeszcze bardziej.     

Moja ocena: 5/6

sobota, 20 sierpnia 2011

Stos do przeczytania

Prezentuje wam mój stos książek, które stoją na półce i cierpliwie czekają na przeczytanie. Większość to zakupy z tego roku, jednak jest parę pozycji, które od lat ciągle odkładam na później.



 Stosik po lewej:
  1. "Pan Lodowego Ogrodu tom 2" Jarosław Grzędowicz - właśnie się za nią zabrałem, jestem po pierwszym rozdziale. Mam nadzieję, że akcja rozkręci się szybciej niż w pierwszym tomie.
  2. "Kolory Sztandarów" Tomasz Kołodziejczak - liczę na ciekawą, dynamiczną i kosmiczną przygodę. Zobaczymy.
  3. "Caine Czarny Nóż" Matthew Woodring Stover - kolejne spotkanie z Cainem, na pewno będzie ciekawie i krwawo.
  4. "Rzeka Bogów" Ian McDonald - długo już czeka na przeczytanie i pewnie jeszcze troszkę poczeka. 
  5. "Opowieści Sieroty cz.1" Catherynne M. Valente - przeczytałem początek w internecie i stwierdziłem, że muszę mieć tę książkę.
  6. "Nakręcana Dziewczyna. Pompa numer 6" Paolo Bacigalupi - rewelacyjny zbiór opowiadań już za mną, czas się brać za powieść.
  7. "Kroniki Czarnej Kompani" Glen Cook - pierwsza książka za mną, trochę chaotyczna narracja, ale wciąga.
  8. "Hyperion" Dan Simmons - kusi bardzo, aż chce się rzucić wszystko i zabrać za nią. 
 Stosik po prawej:
  1. "Festung Breslau" Marek Krajewski -kolejne spotkanie z Eberhardem Mockiem, tym razem w roku 1945. 
  2. "Na posłaniu z trawy" i "Po słowiczej podłodze" Lian Hearn - fantasy w klimacie Japonii? Tego nie mogłem ominąć. 
  3. "Ogrody Księżyca" i " Bramy Domu Umarłych" Steven Erikson - chyba już od dwóch lat czekają na przeczytanie. A odkładam, bo wiem, że mnie wciągną. I jak ja zdobędę pozostałe 16 książek tej sagi?!
  4. "Labirynt Odbić" Siergiej Łukjanienko - czas poznać rosyjską fantastykę. 
  5. "Droga" Cormac McCarthy.
  6. "Miasto Ślepców" Jose Saramago.
  7. "Tańcz, Tańcz, Tańcz" Haruki Murakami.
  8. "Koniec Świata i Hard-boiled Wonderland" Haruki Murakami - to będzie następna książka Murakamiego, za którą się zabiorę.
Oprócz tego czeka na mnie w empiku do odebrania "Nazwanie Bestii" Mike Careya. Mam też do przeczytania "1Q84" Murakamiego, ale aktualnie pożyczyłem.

środa, 17 sierpnia 2011

Sen_numer_9 - David Mitchell

Gdy zaczynałem czytać książkę „Sen_numer_9”, potrafiłem ją określić tylko, jako dziwną. Jednak im bardziej się wczytywałem, słowo „dziwna” przeradzało się w „niezwykła”.  Wynikało to z tego, że główny wątek był przeplatany różnego rodzaju wizjami, snami, a nawet grami komputerowymi.

Do Tokio przyjeżdża dziewiętnastoletni Eidżi Mijake. Chce odnaleźć ojca, którego nigdy nie spotkał. Zadanie to jest jednak niezwykle trudne. Bo jak odnaleźć jednego człowieka, nie znając jego nazwiska, ani tego jak on wygląda, w takim mieście jak Tokio? Chłopak pracując w biurze rzeczy znalezionych, na stacji w Ueno, snuje pomysły jak zobaczyć się z adwokatem swojego ojca. Jest zwykłym robotnikiem, trutniem, jak sam siebie określa bohater. Podczas poszukiwań Eidżi powoli zakochuje się w pewnej kelnerce. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby bohater nie wplątał się przez przypadek w mafijne porachunki. 

Jak wspomniałem wcześniej konstrukcja książki nie jest zwyczajna. W każdym rozdziale możemy znaleźć urywek innej historii, związanej tylko pośrednio z głównym bohaterem, albo nawet wcale. Co prawda zabieg ten nadaje książce niezwykłości i stwarza poczucie nierealności, to niekiedy niepotrzebnie odwraca i rozprasza uwagę od głównej fabuły. Niektóre poboczne wątki mnie wynudziły, jak chociażby bajki dla dzieci, za to inne wciągnęły niezmiernie, np. wspomnienia z dzieciństwa głównego bohatera lub dziennik pilota kamikaze z czasów II wojny światowej.



„Sen_numer_9” inspirowana piosenką „#9 dream” Johna Lennona jest książką intrygującą. Wielowątkowa i wciągająca fabuła oraz ciekawe i niejednoznaczne zakończenie, sprawiają, że po książkę zdecydowanie warto sięgnąć. Jeśli natomiast dla kogoś przesadne udziwnienia są męczące i niepotrzebne, może sobie książkę spokojnie odpuścić.

Moja ocena: 4/6

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Imię Wiatru - Patrick Rothfuss

Dawno już nie czytałem książki, która by mnie wciągnęła w takim stopniu jak „Imię wiatru”. Często się łapałem na tym, że tracę poczucie czasu czytając tę historię. Gdy tylko miałem wolną chwilę rzucałem się do książki, by przeczytać chociaż odrobinę. Uwielbiam powieści, w których powoli snuta opowieść wciąga mnie coraz bardziej, a ze strony na stronę z coraz większym entuzjazmem kibicuję głównemu bohaterowi. Taką książką jest właśnie „Imię wiatru”.

Kvothe chociaż jest postacią legendarną, to obecnie prowadzi karczmę w jakimś mało uczęszczanym miasteczku. Namówiony przez Kronikarza zaczyna opowiadać nam swoją historię. Beztroskie lata swojego dzieciństwa spędził wśród wędrownej trupy aktorów, marząc o tym by pewnego dnia dostać się na Uniwersytet i zostać hermetykiem, czyli czarodziejem. Kvothe jest wręcz genialnym chłopcem, nie tylko świetnym aktorem, ale także niesamowitym muzykiem. Wybitnie inteligentny z łatwością przyswaja nową wiedzę, nawet tę magiczną.
Spokojne życie bohatera trwało do czasu, aż jego rodzina nie została wymordowana przez tajemniczych Chandrian. Będąc zaledwie nastolatkiem, przez parę lat walczył o przetrwanie na ulicach Tarbean. W końcu jednak stanął na nogi i opuścił to miasto. Za pomocą własnego intelektu i małego podstępu udało mu się, w nadzwyczaj młodym wieku, dostać na Uniwersytet. Od tej pory pragnie dowiedzieć się jak najwięcej o demonach, które zamordowały jego rodziców. Oprócz tego zakochuje się w intrygującej Dennie z utęsknieniem wyczekuje kolejnych z nią spotkań.

Opisana historia nie jest nowatorska, większość wątków już pojawiło się w innych książkach. Aczkolwiek autor ma też parę własnych pomysłów oraz niekiedy bawi się znanymi już motywami. Dodatkowo sposób, w jaki  fabuła jest przedstawiona nadaje unikalny charakter książce. Największą siłą tej powieści jest właśnie styl autora. Od samego początku można poczuć magię słów, która przenosi nas do innego świata. Niestety akcja powieści nie jest zbyt dynamiczna. Mimo tych 900 stron można powiedzieć, że mało się w niej dzieje. Jednak w połączeniu ze świetnym stylem i paroma zwrotami akcji, ciężko jest się od niej oderwać.  

„Imię wiatru” jest debiutem powieściowym Patricka Rothfussa. I moim zdaniem jest to debiut jak najbardziej udany. Widać, że autor ma pomysł na całą historię, więc po następnych częściach mogę się spodziewać podobnych wrażeń, jak nie lepszych.

Moja ocena: 5+/6


Pierwsze kroki


Witam!
Dość długo zastanawiałem się czy założyć bloga. W końcu jednak się przełamałem. Mam zamiar opisywać tutaj moje wrażenia z przeczytanych książek. Czytam głównie fantasy, chociaż od niedawna coraz częściej sięgam po science-fiction, a czasem nawet coś z głównego nurtu wpadnie w moje ręce. Nie przedłużając, zapraszam do czytania.