Dawno już nie czytałem książki, która by mnie wciągnęła w takim stopniu jak „Imię wiatru”. Często się łapałem na tym, że tracę poczucie czasu czytając tę historię. Gdy tylko miałem wolną chwilę rzucałem się do książki, by przeczytać chociaż odrobinę. Uwielbiam powieści, w których powoli snuta opowieść wciąga mnie coraz bardziej, a ze strony na stronę z coraz większym entuzjazmem kibicuję głównemu bohaterowi. Taką książką jest właśnie „Imię wiatru”.
Kvothe chociaż jest postacią legendarną, to obecnie prowadzi karczmę w jakimś mało uczęszczanym miasteczku. Namówiony przez Kronikarza zaczyna opowiadać nam swoją historię. Beztroskie lata swojego dzieciństwa spędził wśród wędrownej trupy aktorów, marząc o tym by pewnego dnia dostać się na Uniwersytet i zostać hermetykiem, czyli czarodziejem. Kvothe jest wręcz genialnym chłopcem, nie tylko świetnym aktorem, ale także niesamowitym muzykiem. Wybitnie inteligentny z łatwością przyswaja nową wiedzę, nawet tę magiczną.
Spokojne życie bohatera trwało do czasu, aż jego rodzina nie została wymordowana przez tajemniczych Chandrian. Będąc zaledwie nastolatkiem, przez parę lat walczył o przetrwanie na ulicach Tarbean. W końcu jednak stanął na nogi i opuścił to miasto. Za pomocą własnego intelektu i małego podstępu udało mu się, w nadzwyczaj młodym wieku, dostać na Uniwersytet. Od tej pory pragnie dowiedzieć się jak najwięcej o demonach, które zamordowały jego rodziców. Oprócz tego zakochuje się w intrygującej Dennie z utęsknieniem wyczekuje kolejnych z nią spotkań.
Opisana historia nie jest nowatorska, większość wątków już pojawiło się w innych książkach. Aczkolwiek autor ma też parę własnych pomysłów oraz niekiedy bawi się znanymi już motywami. Dodatkowo sposób, w jaki fabuła jest przedstawiona nadaje unikalny charakter książce. Największą siłą tej powieści jest właśnie styl autora. Od samego początku można poczuć magię słów, która przenosi nas do innego świata. Niestety akcja powieści nie jest zbyt dynamiczna. Mimo tych 900 stron można powiedzieć, że mało się w niej dzieje. Jednak w połączeniu ze świetnym stylem i paroma zwrotami akcji, ciężko jest się od niej oderwać.
„Imię wiatru” jest debiutem powieściowym Patricka Rothfussa. I moim zdaniem jest to debiut jak najbardziej udany. Widać, że autor ma pomysł na całą historię, więc po następnych częściach mogę się spodziewać podobnych wrażeń, jak nie lepszych.
Moja ocena: 5+/6
Mam tą książkę już od jakiegoś czasu i w wolnej chwili zamierzam ją przeczytać. Na razie jestem na drugim tomie trylogii Brenta Weeksa o siepaczu Kylarze:)
OdpowiedzUsuńNie zgodzę się z tym, że historia nie jest nowatorska. Może i wykorzystuje utarte schematy, ale moim zdaniem jest to przede wszystkim historia upadku człowieka, który mógł być wielki, lecz został zniszczony przez pragnienie zemsty, któremu podporządkował swoje życie.
OdpowiedzUsuńPamiętasz opowieść o Kvothe dotyczącą anioła i demona? Wiesz kto był tym aniołem? To prawdopodobnie była (albo może powinienem napisać będzie) chwila w której się złamie.
Dlatego to właśnie jest nowatorska historia, nigdy bowiem do tej pory nie spotkałem się z historią upadku. Choć oczywiście wszystko jeszcze zależy od tego czy zamysłem autora jest stworzenie historii Kvothe czy też po skończonej opowieści akcja potoczy się dalej :)
Mam do recenzji i od lutego się za tę cegłę zabieram.
OdpowiedzUsuńNo to będziesz miał od razu drugą na podorędziu Fenrir. Ja już zdążyłem zapomnieć szczegóły pierwszej w międzyczasie w oczekiwaniu na kontynuację.
OdpowiedzUsuńMasz trochę racji Harashiken, ale ta historia upadku będzie opisana dopiero w następnych tomach. "Imię wiatru" to właściwie tylko wprowadzenie (jak skończyłem książkę to pomyślałem, że najciekawsze dopiero przede mną :) ). A w tej części jest dużo rzeczy znanych z innych książek (sporo jest zaczerpnięte z "Czarnoksiężnika z archipelagu" Le Guin), lecz trochę pozmienianych i świetnie opisanych. "Skok w wiarę" to po prostu rewelacja :D
OdpowiedzUsuńMyślę, że ten upadek był spowodowany bardziej przez utratę kobiety, a nie z powodu zemsty. A historia związana z aniołem i demonem, jest bardzo intrygująca, ale to może tylko plotka? Bo o niej wspominał Kronikarz, a nie Kvothe.
Nie zdziwię się jak po napisaniu tej trylogii, powstaną jeszcze jakieś książki w tym świecie. Kiedyś, gdzieś czytałem, że drugi tom ma być podzielony na dwie części. Mam nadziej, że się mylę.
Fakt mam tylko trochę racji to prawda. ;) Nie kojarzę do czego odnosi się "Skok w wiarę" to rozdział? Zbyt dawno czytałem.
OdpowiedzUsuńBędę kontynuował na lc, bo za bardzo zbliżamy się do granicy zdradzenia fabuły postronnym osobom ^^
Owszem masz rację. Też czytałem, że Strach Mędrca ma wyjść z uwagi na objętość w dwóch częściach, w tym roku jedna i na początku następnego druga. Ale ile w tym prawdy nie wiem. W artykule na polerze w planach wydawniczych Rebisa drugi tom jest podawany jako jedność.
Ominęłam wasze komentarze właśnie w większości, bo zorientowałam się, że niewiele brakuje, a opowiecie w nich wszystko, co dotyczy książki - prześlizgnęłam się po nich tylko wzrokiem.
OdpowiedzUsuńWiększość historii wykorzystuje utarte schematy - nawet nieświadomie ;) jeżeli jednak z klocków, które są wykorzystywane wszędzie da się zbudować coś, co w całości będzie nowe, do tego w niespotykanej formie - to dlaczego nie? :)
Karodziejka: Aż tak dużo nie zdradziliśmy, wszystko to można wywnioskować po zaledwie kilkudziesięciu stronach książki :)
OdpowiedzUsuńA czy ja mówię nie? Mi książka się książka bardzo podobała i mam nadzieję, że natknę się na więcej takich niezwykłych pozycji :)
Spokojna głowa Karo ja staram się nigdy nic ważnego nie zdradzić ^^
OdpowiedzUsuń